Już dawno nie pisałam nic o zrzucaniu wagi. Można powiedzieć, że stoję w miejscu, oprócz kilkutygodniowych zrywów. Coraz częściej analizuję wszystko co jem i sam sposób myślenia o diecie. Z powodzeniem mogę stwierdzić, że dla mnie dieta jest chwilowa, to jeszcze nie zmiana sposobu życia, choć chciałabym aby takową była. Jest ciężko zmienić sposób myślenia, jeśli kocha się jeść, ale nie jest to niemożliwe.
Bo jestem jak pies.
A jak już schudnę to… kupię sobie ogromną paczkę chipsów o smaku serowym, potem o smaku cebulowym i kolejną o smaku paprykowym. Oczywiście to wszystko w nagrodę za to, że zrzucę 10 kg. Takie myślenie towarzyszy mi od zarania dziejów. Już w liceum gdy przechodziłam na sławna wówczas dietę 1000 kcal, stawiałam sobie cele i nagrody za ich osiągnięcie. Za zrzucenie 5 kg, miałam sobie kupić… chipsy. Poszalałam, no nie? Za rzucenie 10 kg w nagrodę mogłam sobie pozwolić na pizzę, a gdy osiągnęłabym te moje wówczas wymarzone 15 kg, mogłam zaszaleć i kupić sobie 2 paczki chipsów i pizzę. Czytam i nie wierzę, no ja na prawdę nie wierzę, że można się motywować jedzeniem. Od razu przychodzi mi na myśl mój pies, który w nosie miał pieskie sztuczki, ale jak widział smakołyk to nagle przypominał sobie co trzeba zrobić. Mój umysł działał i pewnie nadal działa podobnie. Nagradzanie się jedzeniem jest głupie i żenujące. Poza tym męczyć się z odchudzaniem, odmawiać sobie wszystkiego co „najlepsze”, a potem najeść się fast foodów? Głupota.
Nie tego nie, bo schudnę i nie będzie pasowało.
Idę do sklepu widzę fajną sukienkę, na prawdę jest świetna. Krój idealny dla mojej figury, prosty i bezpretensjonalny. Sukienka idealna na każdą okazję, cena przystępna więc czego chcieć więcej? Eeee… szkoda pieniędzy, przecież zaraz schudnę i będzie za duża. Za te 10 kg kupie sobie mniejszy rozmiar. Mija jeden sezon, drugi sezon. Sukienka przestaje mi się podobać, właściwie to jej miejsce zajmują inne modele, a tego minus 10 kg nie ma. Nie ma też sukienki ani wagi, którą przecież za raz, za chwileczkę miałam osiągnąć. Tak nie raz narzekam na Tomka, który oznajmia przez telefon że za chwilkę, bądź za 10 minut wróci z pracy, a rzeczywistość jest nieubłagana i mija 30-40 minut. Moja rzeczywistość jest jeszcze gorsza, bo to moje za kilka tygodni czy miesięcy jakoś nie może nadejść. Słomiany zapał mam.
Siłownia dobra dla chudzielców.
Jak schudnę to zapisze się na siłownie. Powinnam to w cytat wziąć, wszak to moje autorskie słowa. Nie pójdę ani teraz, ani jak już schudnę bo… Jak schudnę, to uznam, że siłownia nie jest mi potrzebna. Dałam radę schudnąć bez niej, to dam radę utrzymać wagę, czyli najzwyczajniej strata kasy. A wcześniej nie zapisze się, bo przecież jak wyglądałabym na tej siłowni i jeszcze bym się spociła, ludzie by to zobaczyli, same negatywy. Poza tym, mniej czasu stracę jeśli poćwiczę w domu kciuk przerzucający kanały w TV:-p. A tak już na serio, na podróż do i z siłowni traciłabym aż 30 min za każdym razem. Dużo… za dużo… ten czas można by przecież wykorzystać na sprzątanie mieszkania! Tylko czy ktoś by mi uwierzył w to, że ja z lubością dzień w dzień sprzątam? Sama w to nie wierzę, więc nie mam serca wciskać Wam, że tak by było.
Od jutra.
Od jutra zaczynam dietę, a gdy nadchodzi jutro to… Właściwie to jutro nigdy nie nadchodzi. Logicznie rzecz biorąc jutra nie ma, zawsze jest dziś, lub wczoraj, ale nigdy nie nadchodzi to magiczne jutro. Właściwie od poniedziałku też nie działa, bo niby od którego tego poniedziałku? Jeden, drugi, piąty, dziesiąty. Z tymi poniedziałkami niby jest lepiej, bo one w przeciwieństwie do jutra nadchodzą, ale jest ich tyle, że tak na prawdę nie wiadomo o który chodzi. Dla tego też zaczęłam mówić od dziś i nie ważne jak zaczął się dzień, nie ważne które to już dziś z kolei, ale ono jest namacalne, mogę się nim podeprzeć, jest realne w przeciwieństwie do jutra.
Straszak.
Kiedyś przyszło otrzeźwienie. Zorientowałam się, że coś jest nie tak gdy zobaczyłam swoje zdjęcie.
Jeśli ktoś się zastanawia gdzie miałam oczy ubierając się, to szczerze odpowiem, że ja pojęcia nie mam. Chyba zostawiłam je w szafie wyciągając powyższy zestaw. Po zobaczeniu zdjęć, doznałam szoku. Nie mogłam uwierzyć, że ja to ja. O ile lusterko kłamało, o tyle obiektyw nie chciał. Od tamtego czasu traktuje to zdjęcie jako straszak na samą siebie. Szukając zdjęcia do tego postu usłyszałam za sobą ” O matko” i nie, nie odwiedziła nas teściowa ani moja mama. To było jakieś 10 kg temu i choć idealnie nie jest i zdaję sobie sprawę z obecnych mankamentów, to jednak powyższe zdjęcie mnie przeraża w każdym calu. A jak sobie pomyślę, że rok wcześniej ta spódnica spadała mi z tyłka, a na zdjęciu widać ewidentny przykurcz, to już w ogóle dostaję drgawek. To jest jeden z tych bodźców, które działają na mnie lepiej niż niejedna chuda dziewczyna, która na pięknej fotce zachęca do zdrowego trybu życia. Strach jest najlepszym motywatorem w moim przypadku.
Za ten post uwielbiam Cię jeszcze bardziej! Ja odchudzam się od niepamiętnych czasów, a dziwnym trafem waga ciągle idzie w górę…. 😛
Bo to jedna z tych diet, które stosuję ja:-p. Nie idź w moją stronę, patrz fotka wyżej. Złe odżywianie przynosi dużą pupę i powoduje olbrzymie bezguście. Trzeba coś zmienić niestety;]
za panny odchudzałam się i fajnie mi z tym było, zdrowe żarło,gotowane, prawie wcale smażonego, duużo wody, stałe pory jedzenia. ale to było z 10 lat temu
Ja w LO byłam na diecie 1000 kcl, czyli rano kromka chleba, potem sok słodzony, baton który miał ze 300 kcal bo slodkie musiało być a potem to już na glodzie praktycznie:-p. Bo nie wpadłam na to, żeby szukać mniej kalorycznych rzeczy a bardziej zapełniających żołądek.
To jakby seksoholik motywował się seksem, prawda? 😛
Ja robię podejścia do odchodzenia jak mi waga skoczy powyżej 60-tki. Ale nigdy nie zabieram sobie słodyczy. Po prostu nie żrem w nocy i zaczynam trochę ćwiczyć 😉
U mnie gdy waga pokazuje 83/84 kg wprowadzam delikatną dietę, a gdy się zapomnę i zobaczę 85 to wpadam w panikę, bo do 91/92 ze zdjęcia jest wtedy krótka droga.
Mnie też otrzeźwiło zdjęcie, bo w lustrze nie było źle. I motywuje mnie własnie takie jedno wywołane tragiczne zdjęcie, a obok położyłam takie z okresu po ślubie, czyli figura marzenie (teraz, bo wtedy oczywiście coś mi nie pasowało ;)). I o dziwo nawet czasami to działa jak chcę sięgnąć po słodycze, chociaż ja zawsze raczej chudłam dzięki ćwiczeniom, a nie diecie. Na razie mam jakieś minus 7, a jeszcze z 7-8 bym chciała, więc można powiedzieć, że jestem na półmetku. Wpis ciekawy, ja za nagrody miałam jakiś nowy ciuch, albo wyjście do kosmetyczki, kina itp. Pozdrawiam
Nowy ciuch to według mnie lepsza motywacja niż jedzenie bo nie niweczysz tego co osiągnęłaś. Poza tym nagradzanie się jedzeniem jest co najmniej dziwne:-p. Przynajmniej ja tak to postrzegam oczywiście po głębszej analizie.
taaa, mi wszyscy mówią, ze schudłam a nie mieszczę się w spodenki, w których chodziłam w wakacje (tzn, te 2 lata temu, bo w zeszłe to w ciąży byłam )
Po porodzie ciało się zmienia, możesz mieć mniejsze obwody a ubrania mogą leżeć zupełnie inaczej niż przed ciążą.
Jutro będzie futro. Mnie zdjęcie chyba też otrzeźwiło, więc szybko je skasowałam, bo jak to ja to ja? No nie 😀
Ja sobie zostawiłam na postrach:-p
Ja podziwiam ludzi, którzy potrafią się faktycznie odchudzać – jestem za słaba :-p
Jakbym o sobie czytala. Od zawsze na diecie… tylko jakos efektow brak…
U mnie efekty są, a w szczególności efekt JoJo:p
znienawidzisz mnie:n nie byłam an diecie
Wcale Cię nie nienawidzę, ale szczerze zazdroszczę wspaniałej figury!
a co ja mam powiedziec, jak mi wszyscy pokazuja co okazja zdjecia sprzed ciazy kiedy miałam rozmiar 38 a teraz42/44 i wtedy mowilam ze jestem gruba xD i sie odchudzałam, a teraz teraz to już jest walka! this is sparta!
Japrzed ciąża miałam 40/42 za to teraz 44 a czasem 46:(
A ja im jestem starsza, tym szybciej tyję i trudniej mi cokolwiek zrzucić :/ A zdjęcia „straszaki” też posiadam 🙂
Ja nie wierzę, przecież Ty masz świetną figurę!
Bo to niestety trzeba zacząć od zmiany swojego życia, a nie na odwrót. Tylko że to jest trudniejsza opcja. Też wiem co to walka, choć nie jestem na diecie, mam tylko prikaz ograniczać cukry złożone (zagrożenie cukrzycą na stare lata, najwyższa pora zacząć o siebie dbać). I też jest mi trudno, zwłaszcza że nie mam bata pod postacią psucia sobie figury, raczej przeciwnie. Ale też oponki bym nie chciała, wiadomo. A tę nawet szczupła osoba sobie może wyhodować, jak będzie jeść byle co, zwłaszcza po 40tce. A mnie już bliżej jak dalej do 40tki. Ostatni gwizdek, można powiedzieć. Szczęście, że po ciąży większość typowych słodyczy jest dla mnie za słodka.
Cukrzyca od zawsze kojarzyła mi sie z otyłymi osobami, nigdy nie sądziłam, że ktoś o Twojej posturze może mieć do niej predyspozycje.
Ano bywa, że ludzie szczupli przez całe życie zaczynają chorować na stare lata. W mojej rodzinie pojawia się po 60tce u kobiet (faceci rzadko dożywają tego wieku, kasuje ich rak). Mama dostała w tym samym wieku co babcia, choć odżywiała się od niej o niebo zdrowiej. Prawdopodobnie genetycznie słaba trzustka. Na to nic nie pomoże. 🙁
Genialne!!!
Jeśli chodzi o jedzenie to jesteśmy niemal bliźniaczkami. Tylko, że ja nie nagradzam się jedzeniem za schudnięcie- nawet jak nie schudnę to nie wyobrażam sobie weekendu bez chipsów 😛
I oczywiście jak trzymam dietę przez te 5 dni to nie ma mowy, aby to mi wyszło na złe, bo i tak waga pięknie leci, no, ale… zawdzięczam to tylko swojej poporodowej przemianie (przysięgam, że 2,5 roku temu wstawałabym wcześnie rano tylko po to by se pograć w simsy), dzięki której jestem ciągle aktywna przez te 2-3h w ciągu dnia 😉
Tak czy siak trzymam kciuki, aby się w końcu udało czyt. abyś w końcu siebie zaakceptowała na full 😉
dasz radę powoli do celu ja raz już chudłam z otyłości tak sie przez rok spasłam 😛 rok też chudłam dużo cwiczyłam dwa rzy dziennie ale byłam panienką bez dzieci i obowiązków tylko praca i luz blues 🙂 teraz też wziełam się za siebie jak na wadze zobaczyłam 72 kg normalnie się zdenerwowałam bo jest to jem malusio bardzo z tym że sniadań wtedy nie jadłam dopiero obiad i zmieniłam że jem sniadanie 🙂 cwiczę godzinę dziennie itp … mam za sobą miesiąc już tej rozrywki i jestem bardzo zadowolona bo juz nie jestem w tak zaawansowanej ciązy 😛