Jaką ja ogromną traumę przeżyłam, gdy się dowiedziałam, że prezenty kupują mi rodzice, a Mikołaj nie istnieje. Byłam zdruzgotana i już wtedy wiedziałam, że nigdy prze nigdy nie zafunduje dziecku takiego stresu. A tak na serio, było mi trochę przykro, ale nie zdziwiłam się jakoś ogromnie, bo już trochę lat miałam i kontakt z rówieśnikami również był.
Czytam wypowiedzi rodziców, którzy swoją decyzję o tym aby nie wychowywać dziecka w duchu wiary w starego dziada z worem pełnym prezentów, argumentują na najróżniejszy sposób i czasem zastanawiam się gdzie ja żyję. Jestem realistką do bólu, prawie nie ma we mnie romantyzmu. Próżno tez szukać uw mojej osobie fantazji i spontaniczności dziecka, ale gdzieś tam głęboko tli się wspomnienie o małej dziewczynce marzącej o księciu z bajki, biegającej za żabami, bo może któraś zmieni się w coś sensownego. Dziewczynce, która wyobrażała sobie, że po zjedzeniu cukierków będzie miała magiczną moc. I w końcu dziewczynce, która z szeroko otwartymi oczami, kryła się za nogami taty, gdy pewnego zimowego i bardzo mroźnego dnia, przez balkon wszedł do jej domu starszy, białobrody mężczyzna w czerwonym stroju z workiem pełnym prezentów. Byłam mała, pamiętam jedynie strzępki z tej wizyty, w tym to, że musiałam się pomodlić, a starszy mężczyzna był niezwykle miły. Właściwe to bałam się go tylko przez chwileczkę, a uczucie podekscytowania wspominam do teraz. To było coś magicznego, coś co chcę pamiętać zawsze.
Nie okłamuję własnego dziecka. Skoro tak, to faktycznie wciskanie kitu maluchowi o tym, że na świecie jest ktoś kto wszystkim dzieciakom danego dnia przynosi prezenty, jest głupie i niezgodne z zasadami jakimi dana osoba się kieruje. Tylko jestem ciekawa, czy faktycznie taka osoba jest na każdym kroku szczera z własnym dzieckiem. Ja choć staram się mówić zawsze prawdę, to jednak przyznaję, że kilka razy umyślnie bądź nie, minęłam się z prawdą.
Nie widzę sensu w tym, aby moje dziecko wierzyło w takie brednie. No może i brednie, ale we wróżki i inne stworki tez wierzy, nawet jeśli usilnie starałeś się mu/jej powiedzieć, że dynia nie zmieni się w karetę, a łachmany w cudowną balową suknię. MARZENIA, to właśnie w tym pięknym świecie najczęściej żyją dzieci, oczywiście dopóki konsekwentnie nie będzie się ich ściągać na ziemię. Ale nie znam dziecka, które byłoby od najmłodszych lat zimnym racjonalistą. Dzieci potrzebują fantazji i emocji. Oczekiwanie, na pulchnego Mikołaja zakradającego się do domu i podrzucającego prezenty, jest ogromnie emocjonujące.
Przeżyje traumę jeśli się dowie, że Mikołaja nie ma. Jeśli nawet, to nie będzie to na pewno ani pierwsza, ani ostatnia kiepska wiadomość w życiu tego dziecka. Jasne, że rola rodziców jest ochrona dziecka za wszelką cenę, tylko czy aż za cenę pięknych wspomnień? Poza tym, czy wielką trauma można nazwać chwilowe rozczarowanie, a potem wdzięczność za wspomnienia i trud podjęty przez rodziców?
Koledzy będą się śmiać. A może oni też będą wierzyć? Może będzie miał to szczęście przyjaźnić się ze wspaniałymi i tolerancyjnymi dziećmi?
Pamiętam jedynie urywki ze spotkania z Mikołajem, mimo iż miałam wtedy jakieś 3 lub 4 lata. Żebym mogła teraz siedzieć i wracać myślami do tamtych chwil, moja mama musiała się bardzo natrudzić, bo do przedszkola nie chodziłam, więc nie miałam szansy na spotkanie Świętego. Sama nie wiem co lepiej wspominam, tę radość ze spotkania, że oto ja mała Ania siedziałam na kolanach Mikołaja, czy to gdy już jako nastolatka dowiedziałam się jak na prawdę odbywało się to spotkanie. Byłam pełna podziwu, że mama sama uszyła strój Mikołaja, a potem, że schodziła na dół, przebierała się i z poświęceniem, po drabince do kwiatków wychodziła na balkon. Z balkonu wchodziła do mieszkania. Za te karkołomne wyczyny pozostanę jej wdzięczna zawsze, bo dzięki temu mogę wspominać urywki obrazów, choć zdecydowanie żywiej wyryły się we mnie ogromne emocje, wiara w magię, worek bez dna i sanie z reniferami stojące na balkonie, których nie potrafiłam dostrzec mimo, iż bardzo chciałam.
Cieszę się, że mam wspomnienia. Cieszę się, że mogę do nich wracać i że moi rodzice podjęli taką, a nie inną decyzję. Może i nie byłabym mniej szczęśliwa jako dziecko znając prawdę od początku, ale na pewno nie mogłabym wspominać tamtych ekscytujących chwil. Zamiast nich byłyby na pewno inne, może nie gorsze i mniej wartościowe, ale na pewno nie tak magiczne i nieprzewidywalne.
Moje dziecko wierzy w Mikołaja. Gdy był mniejszy, sama się za niego przebrałam, teraz korzysta z usług przedszkolnego świętego. Choć Kacper zdaj sobie sprawę, że ten przedszkolny nie jest prawdziwy, to wierzy, że ten jedyny gdzieś tam jest i przynosi dzieciom prezenty, choć musi mieć pomocników. Mam nadzieję, że tak pozostanie na długo, że ta dziecięca radość i ufność będzie jeszcze przez jakiś czas wyznacznikiem beztroskiego dzieciństwa. Bo gdy kończy się świat marzeń i fantazji, nastaje proza życia i szarość. A ja tak bardzo chciałabym, aby w dorosłym zyciu syn miał do czego wracać w swoich wspomnieniach. Bo nie ma nic piękniejszego od wspomnień.
mój Janek jż nie wierzy a juz rok temu podejrzewał że ten mikołaj co przyszedł z prezentami to wujek W. myslał logicznie no niestety miał już sześc lat wiec myslał no i jak niedawno oswiadczył że mikolaj nie istnieje jak tez ie istnieje zajączek (bo we wrózkę zebuszkę dawno nie wierzy) to nie kolorowałam i nie wciskałam kitu skoro tak dosadnie powiedział i nie było mu przykro baaa teraz jest jeszcze gorzej z prezentami 😛 bo zamawia sobie u rodzinki ciocia to kumi mu to wujek tamto albo się złozą na coś wiekszego hahahaaa
wiesz ja uważam że taka ewiara jest nieszkodliwa gorzej jakby na siłę już dziecku wciskało dziecku któe już coś tam podejrzewa ze nie istnieje my dorosli też nie wierzymy ale fajnie czuć ta magię i widzieć usmiech i radośc dziecka 🙂
O dokładnie. Nie mam zamiaru na siłę skłaniać go do wiary w Mikołaja, gdy już zacznie w niego wątpić. Ale też nie mam zamiaru uświadamiać go na siłę, tylko przez to, że taką mamy teraz modę.
Mam podobne poglądy jak ty, nie uważam tego za wciskanie ciemnoty, ale za miłe wspomnienia, które będzie bardzo dobrze wspominało kiedyś w przyszłości 😉 Chyba, że tak jak pisze Joanna – dziecko dawno już zorientowało się, że mikołaja nie ma, to też jakoś szczególnie nie zależałoby mi żeby go z powrotem przekonywać.
Oj ja to bardzo przeżywałam jak uświadomiłam sobie że Mikołaja nie ma, ale mimo to miło wspominam jak się czekało, próbowało przyłapać na gorącym uczynku i ogólnie tą magię… Chce by i Dusia to czuła mimo że to tylko „bajka”.
Mnie było przykro, ale właściwie szybko to sobie jakoś przetłumaczyłam. Albo raczej mama mi to wytłumaczyła. Bo w końcu to z jej torebki wypadł list, który zaadresowany był do Mikołaja.
No to u mnie bylo inaczej… Były jedne ciężkie Święta gdzie rodzice nie mieli za bardzo kasy na prezenty i dostałam z siostrą tylko po jakimś drobiazgu… I to pewnie dlatego tak „przeżyłam” do ostatniej chwili czekałam z nadzieją że może jednak się zjawi… Ale nie przyszedł… I uświadomiłam sobie że Go nie ma naprawdę… 😉
Ja po prostu nie dałam sobie wcisnąć tego kitu. Rodzice próbowali, jak mogli. Nawet załatwili prawdziwego! Tylko że to był wujek i poznałam go po zegarku. Na kilometr było widać, że broda sztuczna. Szczerze dziwię się dzieciom w przedszkolu wierzącym w takie rzeczy. Przecież gołym okiem widać, że to przebieraniec.
Póki co nie mam problemu, dziecko jest za małe, by mu cokolwiek tłumaczyć. Dostanie od nas (rodziny) kilka prezentów i to wszystko. Pewnie jak będzie starsza, to w ogóle nie będziemy świąt spędzać w domu, tylko gdzieś wyjeżdżać.
Bo są dzieci, które od początku są realistami, znam podobny przypadek. i są tez takie, które jak wody potrzebują fantazji i magii w swoim życiu.
A u nas pod choinką prezenty zostawia aniołek ( kiedyś Dziadek Mróz), Mikołaj przychodzi 6 grudnia.
To się nazywa myślenie magiczne i ma to większość dzieci. Tylko niektóre tak jak ja potrafią oddzielić świat wyobraźni od rzeczywistości nieco wcześniej. Uwielbiałam bajki, byłam zakochana w opowieściach z Narnii, ale nadal nie była to dla mnie rzeczywistość. Mikołaj to po prostu jeszcze jedna bajka. Nie trzeba dziecku udowadniać, że wróżki nie istnieją, tak samo nie ma potrzeby wmawiać, że są naprawdę. Czyli nie przesadzać w żadną stronę. Im bardziej będziemy zmuszać dzieci do wiary w nieprawdziwe rzeczy, tym mniej będą odporne na teorie spiskowe, sekty religijne i… reklamę. 🙂
Zmuszanie jest durne, potem tylko problemy z tego wychodzą.
Ja tam nie zamierzam Luśki na siłę uświadamiać. Wierzy? Super! Jak zacznie wątpić też będzie dobrze. Są sposoby żeby dziecku ułatwić przejście tego rubikonu. Jest legenda, można opowiedzieć, wytłumaczyć. Znajomość geografii też ułatwi pogodzenie się z obecnością pomocników, do których rodzice aspirują. Ja szczerze mówiąc nie pamiętam żadnej traumy, rodzice nas przez to przeprowadzili prawie bezboleśnie 🙂
Bo można spaść z wysokiego konia na stertę pierzyn, a można i wprost na beton. Wszystko zależy od tego gdzie i z kim się jeździ. Mnie było przykro, ale szybko to sobie wyjaśniłyśmy.
Moje dzieci nadal wierzą w Mikołaja, choc przypuszczam, że córka w szkole zostanie „uświadomiona” jż niedługo. Póki co wysłalismy dwa listy do Mikołaja. Metoda wysyłki? Spalenie listów na podwórku. Dymek leci do Mikołaja i tam jest odczytywany. Tak robiła ze mną moja mama:) Dzisiaj popatrzymy co robi Mikołaj, bo ruszyła kamera on line w chacie Mikołaja i na zewnątrz. Dzieciom bardzo się podoba:)
U nas list wysyła się po przez położenie go na parapecie. A Mikołaj sam go sobie potem odbiera:), gdy dziecko i rodzice śpią.
Mnie się wydaje, że jeszcze rok góra 3 i Kacper się zorientuje.
Ja jakoś nie wierzyłam w Mikołaja, ani wróżki. Owszem bawiłam się z koleżankami w czarodziejki i lubiłam sobie powyobrażać siebie w wersji nadludzkiej, ale wiedziałam, że to tylko fantazje.
🙂 ale zdecydowanie mniej jest tych maluchów, które nie wierzą same z siebie. Tzn ja nie twierdzę, że to odosobnione przypadki, bo prawda jest taka że osobiście znam delikwenta, który w wieku lat 3 nie dał sobie wcisnąć, że Mikołaj to nie sąsiad:-p
eM też w dalszym ciągu wierzy w Mikołaja i nie zamierzam pozbawiać go złudzeń najdłużej jak się da 🙂
Przywracasz mi wiarę, ja myślałam że tylko za moich czasów jeszcze w podstawówce wierzyło się w tego miłego staruszka.
My wierzymy w Mikołaja :)))
Bo Mikołaj istniej:)
Ja dowiedziałam się mając pięć lat i w ogóle tego nie odczułam jako rozczarowanie, poczułam ulgę, że to rodzice, bo bałam się, że Mikołaj nie wie co lubię 😀
Do nas długo Mikołaj przychodził. Dopiero po kilku, czy kilkunastu latach dowiedziałyśmy się, że był to znajomy rodziców, który się przebierał. Pamiętam, że raz dostałam krowę, o której zawsze marzyłam. I to pisanie listów, zostawianie za szybą. Nie chciałabym odebrać tego własnemu dziecku.
Pięknie napisane…
Wspomnienia są bezcenne nie zabierajmy ich dzieciom
Wspomnienia są bezcenne
Nie zabierajmy ich dzieciom.
Mądry i piękny głos