Jak jesteś chory to nie idź do pracy, nie zarażaj innych. A jak się ma to do rzeczywistości? A no średnio. Każdy się boi o stanowisko, każdy chce zarobić, ma na utrzymaniu rodzinę, dom, kredyt, samochód, psa czy chomika. Ma zobowiązania, które musi uregulować, aby nie popaść w długi.
Praca to miejsce w którym zarabiamy na nasze utrzymanie, w którym mamy zobowiązania w stosunku do szefa i kolegów z pracy. Jak to się ma do chorowania? A no nijak. Choroby nie są pożądane wśród pracowników których zatrudniamy. No nie ma co się oszukiwać, chorujący pracownik odpoczywający w domu to:
– niewypełnione obowiązki,
– mniejszy zarobek dla firmy.
Jasne, że osoba która przychodzi chora do pracy, zaraża innych i ci inni na tym cierpią. Większość taką osobę ma ochotę zlinczować i poćwiartować. A główna myśl o takiej osobie jest jedna: „Taaa bo jak na to L4 pójdzie, to jej tych grosików ubędzie, ale pazerna istota”. Ale nikt nie patrzy na to, że ta pazerna istota może mieć dziecko, które non stop choruje i np. bierze co chwilę opiekę, a gdyby wzięła jeszcze L4 to szefostwo urwałoby głowę, albo patrzyłoby nieprzychylnie. Przypuśćmy, że dany pracownik nie ma rodziny w pobliżu i w razie choroby dziecka, to on musi z nim zostać w domu. Jak wiadomo przedszkola i szkoły to wylęgarnie zarazków i bakterii. Dziecko w przedszkolu spędza tydzień, a dwa w domu z powodu choroby. I co wtedy? Co jeśli jeszcze do tego dochodzi choroba rodzica?
źródło: http://mdou-63.ucoz.ru/index/sovety_doktora_ajbolita/0-59W artykule na Fochu.pl, autorka tekstu napisała, że świat się bez pracownika nie zawali i że bulwersuje ją taka nieodpowiedzialność, jak również nagradzanie pracowników premią za niewykorzystywanie L4. Prawda jest taka, że czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość trąci. Niech pierwszy rzuci zwolnieniem lekarskim ten, kto choćby raz nie dostał informacji w okresie młodzieńczym, że za frekwencje na lekcjach wychowania fizycznego będzie się dostawać 5? Znajdzie się choćby jedna taka osoba, która nie pamięta takowego procederu? Ja piątki za comiesięczne podsumowania frekwencji na wychowaniu fizycznym dostawałam w podstawówce od 4 klasy, w gimnazjum przez całej jego trwanie i w liceum. Nasiąknęłam tym. Za wszelką cenę, jako młode dziecię, chciałam mieć jak najlepsze oceny, nie dla tego, że mama kazała, ja sama czułam taką potrzebę. Ja sama dążyłam do tego abym mieć 10 piątek z wychowania fizycznego. Co ciekawe przeważnie mi się udawało pamiętam tylko 3 lata w których miałam tylko 8-9 piątek za obecność. Od dzieciństwa przyzwyczajano mnie, że jeśli będę walczyć sama ze swoimi słabościami dostanę nagrodę, wiec nie rozumiem zdziwienia, że w życiu dorosłym ludzie postępują podobnie.
Jasne, że nie jest to w porządku, bo zaraża się innych, ale zanim określi się danego człowieka mianem nieodpowiedzialnego idioty, czy zachłannego dorobkiewicza, może warto zastanowić się skąd takie postępowania się biorą? Bo wątpię, żeby osoba, która całe życie wolała się wychorować we własny łóżku, nagle zmieniła światopogląd o 360 stopni. Ciekawe czy równie gorliwie ci którzy nie chcą chorować, agitowaliby przeciw co miesięcznemu nagradzaniu uczniów za udział w zajęciach.
no raz miałam taką sytuację ze chora mega chora pracowałam ja choruję raz na kilka lat wiec taka chora wręcz musiałam chodzić bo nie było komu przejac mej pracy na dodatek kolega z pracy sie zlitował i zawiózł mnie do lekarza w godzinach pracy bo nie miałam jak i nawet mi receptę w mieście wykupił dobry z niego facet był 🙂 czase tak jest że powinoo sie iśc na zwolnienie ale .. ;/
Kolega ideał:)
Doskonale Cię rozumiem . Średnio raz , a nawet dwa razy w miesiącu jestem po tydzień na opiece dla małego, a potem idę do pracy przeważnie chora, bo jak tu się nie zarazić gdy się tydzień z kaszlącym i smarkającym siedzi. Z tego wychodzi, że całe miesiące nie byłoby mnie w pracy, a kadrową jestem i wszyscy psy by wieszali, że wypłaty nie naliczone.
No i to jest własnie zycie… Ja nie do konca mam tak samo, bo jak sie uprę to i w domu pracować mogę, ale z dzieckiem u boku to ciężkie zadanie, bo jak dziecko chore to marudne. A jak juz dziecko zdrowe i trzeba iść do pracy to chora jestem ja:-p
? Zupełnie nie przypominam sobie ocen za frekwencję. Już prędzej za nieusprawiedliwione obniżano oceny ze sprawowania, ale to chodziło o wagary, nie chorowanie. Ale to jak w Polsze traktuje się pójście na L4 poniekąd wynika z tego, że cała masa ludzi bierze je z powodu najmniejszego kataru. Albo ma znajomego lekarza i w ten sposób sobie wydłuża urlop. Albo sławne L4 ciążowe. Nie dziwota, że pracodawcy na to krzywo patrzą. Potem ktoś jest naprawdę chory i do widzenia, dołącza do grupy „kombinatorów” 🙁
Ja miałam i to jak pisałam od podstawówki. Zasada była taka, że ten kto ćwiczył przez cały miesiąc dostawał 5. Jeśli ktoś chorował czy zapomniał stroju mógł się z tą 5 pożegnać. Takie praktyki były w dwóch róznych miastach, bo do podstawówki i do gimnazjum chodziłam gdzie indziej, a do liceum juz zupełnie w innym mieście
Ja pracuję w call center i od jesieni do wiosny praktycznie w każdym miesiącu jestem przez minimum tydzień na L4 ze względu na zapalenie gardła… Do innej pracy może i bym chodziła chora, ale u siebie nie dałabym rady… I tak o to co miesiąc tracę na wypłacie 250 zł (bo to umowa zlecenie i płaconą mam godzinówkę) i minimum 50 zł w aptece na lekarstwa…
no dla kogos tee 250 zł to grosze, a jesli wchodzi w grę utrzymanie dziecka to są to spore sumy… Co do zostawiania kasy w atece. Raz jeden zdarzyło mi się, że zapłaciłam 30 zł, tak to zawsze wlasnie 50 zł idzie jak nie lepiej.
ostatnio jak byliśmy chorzy. Ja mąż i córka młodsza, a było to na początku września, w aptece zostawiłam 400 zł. Antybiotyki plus inne lekarstwa. Osobiście mnie nie stać na takie chorowanie.
Mój największy rachunek za lekarstwa jaki miałam przyjemność zapłacic to 170 zł. Na szczęscie wiekszego nie miałam, a i tak uwazam tą kwotę za kosmiczną.
Jak jestem chora to bez zastanowienia biorę L4. Nie choruję za często, a może to co dla innego jest chorobą ja nazywam zwykłym przeziębieniem. Im jesteśmy starsi to choroby znosimy gorzej. Ja często miewałam przeziębienia i chodziłam do pracy mimo wszystko. Teraz jak mnie dopada choroba to ze 3 dni trzyma się mnie gorączka i każdy kawałek ciała jest nie do ogarnięcia. Chcąc nie chcąc nie dałabym rady iść do pracy i przerobić kilku palet.
Ale są ludzie tacy , których boli brzuszek czy kolanko i latają co chwilę na L4. Każdy ma swoje granice wytrzymałości. Każdy decyduje za siebie. i prawda jest taka, że za nagminne branie L4 pracodawca ma prawo zwolnić pracownika.
Ja tak z gorączką choruje raz na 2 lata, ale końcówkę ubiegłego roku i początek 2013 wspominam jako 4 miesięczną chorobę a to zatoki, a to ospa a potem znowu zatoki….
W mojej byłej pracy nie było wyjścia i nawet chorym trzeba było przyjść. Jeszcze jedną zmianę można było coś wykombinować, dogadać się z pozostałymi dziewczynami żeby się zamienić czy żeby w ogóle przyszły za mnie tylko wtedy i tak albo potem musiałam im to odrobić albo zapłacić. L4 przynosiły tylko te osoby które już naprawdę miały coś poważnego. A wolne, bo Dziecko chore… Szefową to nie obchodziło a pozostałe Dziewczyny jeszcze bezdzietne to nie rozumiały.
I w takich sytuacjach zawsze mówię i będę powtarzać. Złotego szefa mam… Wiadomo różne humory miewa, czasem wnerwi, ale jest na prawdę w porządku. Nigdy nie usłyszałam od niego złamanego słowa na temat wolnego jakie musiałam brać na dziecko. Takich pracodawców życzę każdemu.
Mam nadzieję, że następnym mój pracodawca będzie taki… Tylko najpierw muszę w ogóle znaleźć pracę 🙁
Trzymam kciuki!
To prawda, że boimy się brać zwolnień, ale …
Właśnie.
Od początku września na zmianę chorujemy, non stop ktoś smarcze, kaszle, co chwila antybiotyk … i co chwila zaczątkiem jest Roksanka – nasza zerówkowiczka. Dlaczego? Bo pani nauczycielka non stop chora, na zwolnienie nie pójdzie bo nie ma kto zastąpić, a pracować trzeba. Nie było jeszcze dnia (oprócz pierwszego tygodnia szkoły) żeby w klasie był komplet dzieci. Na ośmioro, conajmniej 2 – 3 jest w danym tygodniu chora.
U mnie panie były zdrowe, za to dzieci non stop coś przynosiły. Straszne sa te choroby:/
Mi nikt ocen za obecność nie dawał. Pracę mam taką, że nikt za mnie nic nie zrobi a są terminy, więc nawet nie ma opcji, żeby iść na zwolnienie. I tak właśnie wszyscy się nawzajem zarażają. Wkurza mnie to strasznie, bo ja się zarażam od koleżanki z pracy a moje dziecko ode mnie, z tym że ja mam np zapalenie gardła a u mojego dziecka rozwija się zapalenie płuc. I co z tego, że dziecko z gorączką, i co z tego, że marudne, że trzeba pilnować, żeby po bańkach było ciepło ubrane a okna pozamykane, i co z tego, że trzeba podać niesmaczne lekarstwa – mama musi być w pracy. Praca jest ok, więc zmieniać jej nie mam zamiaru, ale nawet gdybym chciała, to taki mam zawód, że w każdej pracy byłoby tak samo. Z mojej pierwszej pracy wyrzucili mnie za to że poszłam na zwolnienie.
Ok, to ja Wam opowiem swój punkt widzenia.
Mam 40 lat, jestem w 3 miesiącu ciąży. Ciąża nie jest w moim przypadku zagrożona i czuję się bardzo dobrze więc nadal chodzę do pracy. Pracuję w biurze (jestem grafikiem) w małym zespole siedzącym w jednym pokoju. Wszyscy mamy umowy o pracę.
2 tygodnie temu do pracy zaczęła przychodzić chora na zapalenie gardła dziewczyna z gorączką i, sorki za wyrażenie, gilami do pasa. Mówiłam jej i szefowi, że w przypadku kobiet w ciąży leczenie infekcji trwa 2 razy dłużej (lista leków w moim przypadku to czosnek, miód, sok z malin i ewentualnie bezpieczne dla dziecka zioła – rumianek np. ;)) i że bardzo proszę, żeby nie przychodzili do pracy jeżeli są aż tak chorzy, mówiłam też o tym, że skoro siedzimy wszyscy w małym pomieszczeniu to ryzyko zarażenia się reszty zespołu jest b. duże. Jak się domyślacie nikt nie posłuchał moich argumentów i obłożnie chora, usmarkana i kichająca panna nie poszła na zwolnienie.
Efekt beztroski szefa i chorej egoistki jest w tej chwili taki, że ja jestem na 3-tygodniowym zwolnieniu a na 6 osób w zespole już 3 chorują na zapalenie gardła.
Ogólny skutek ich decyzji jest nie tylko mało ekonomiczny ale dodatkowo pojawia się ryzyko wystąpienia powikłań, czyli mamy również aspekt nadwątlonego zdrowia u połowy pracowników. A wystarczyłoby gdyby dziewczyna na samym początku wzięła tydzień zwolnienia i nie byłoby tematu.
Jak się domyślacie, zdecydowanie jestem przeciwna temu, żeby bomby biologiczne w postaci usmarkańców wszelakich przychodziły do pracy 😉 Mam też nie do końca wysokie mniemanie o szefach, którzy ignorują fakty ekonomiczne (chory pracownik zawsze ma obniżoną wydajność) i wywierają presję na pracownikach, nie licząc się z ich kosztami zdrowotnymi.
To w sumie tyle miałam na ten temat do powiedzenia 😉
Urodzisz dziecko to będziesz inaczej śpiewać. Moja córka ma 5 lat Ja pracuje w budzetowce z uwagi na dogodne dla matki godziny pracy (mój zawód laczy się z pracą 9-17, 10-18, mąż ma pracę zmianowa, więc nie miałabym jak odbierać dziecka z przedszkola, bo jest do 16 30). Problem w tym, że mam umowy odnawiane co 3 mies przy czym co roku ląduje w innym wydziale i pod innym kierownictwem, więc znowu muszę się wykazać i pilnować frekwencji. Na jesieni znowu zmieniłam wydział , 1 dnia pracy dziecko z ospa. Musiałam wybierać opiekę. Jak dziecko wyzdrowiało opracowalam potem 4 dni i ostra angina. Dostałam zwolnienie na siebie na 2 tyg. Ja wyzdrowiałam tydzień później dziecko zapalenie ucha. Trochę mąż wziął urlopu, a potem dziecko niestety syrop , krople i do przedszkola. Dziecko wyzdrowiało kolejny tydzień później mnie się odnowiła angina i niestety z gorączką i obolała musiałam iść do pracy, bo na 1,5 mies pracy w nowym miejscu na nowej 3 mies umowie więcej mnie nie było jak byłam i tak w kółko całą zimę i jesień wygląda.
Musiałabym nie pracować gdzieś do 10 roku życia dziecka. Będziesz mieć dziecko zrozumiesz. Na razie nie masz pojęcia o czym mowa.