Bardzo poruszyła mnie ostatnio sprawa dotycząca transplantacji narządów od zmarłego Kamila. Pewnie większość z Was czytała, bądź słyszała już o niej, może nawet macie własne zdanie. Ja przez jakiś czas biłam się z myślami, czy ta kobieta, matka, tak samo jak ja i pewnie większość czytających tego bloga kobiet, postąpiła słusznie nie zezwalając na transplantacje narządów. Czy mogła postąpić inaczej? Czy miała prawo do tego aby skazywać kilka innych żyć, na niechybną śmierć?
Gdy skończyłam 18-naście lat, wyszukałam w internecie kilka informacji dotyczących transplantacji narządów i postanowiłam wypełnić deklarację, która miała upoważniać lekarzy do wykonania transplantacji w razie gdyby z jakiegoś powodu nastąpiła śmierć mózgu i gdyby czekała mnie śmierć. Wbiłam sobie do głowy, że moje narządy i tak nie byłyby mi już potrzebne, a w ten sposób mogłabym uratować czyjeś życie. O wypełnionym świstku poinformowałam moją mamę i chłopaka. Mama otwarcie mi powiedziała, że gdyby była taka sytuacja to ona pewnie by się nie zgodziła. Zupełnie nie rozumiałam czemu, no przecież moje narządy mogłyby komuś pomóc, ja i tak gniłabym w ziemi więc w czym problem. Na szczęście o swojej decyzji poinformowałam rodzinę, więc tak na prawdę gdyby coś się stało nie mogliby nic zrobić, musieliby się poddać mojej woli. Będąc już matką postanowiłam pójść o krok dalej i zrezygnowałam z papierowej deklaracji, na rzecz wpisu do ewidencji i wyrobienia karty. Nawet kiedyś o tym pisałam (klik). Ale wracając do tematu, łatwo jest decydować o sobie, a trudniej o drugiej osobie. Już w ogóle ciężko podjąć taką decyzję, gdy w grę wchodzi własne dziecko.
Kacper jak zwykle śpi za mną i zastanawiam się, a właściwie szybko odpędzam od siebie tę myśl, żeby przypadkiem nie kusić losu. Żeby sobie nie wykrakać, bo strata dziecka jest ogromną traumą i nie życzę jej ani sobie, ani największemu wrogowi. Matka to taki człowiek u której nadzieja wypala się ostatnia. Matka to osoba, która kocha zawsze niezależnie od sytuacji i gdy przyjedzie jej zdecydować o życiu i śmierci własnego dziecka, to tak jakby decydowała się na wyrwanie połowy swojego serca. Pewnie gdyby było trzeba wyrwałaby je sobie całe wraz z innymi narządami, byleby tylko ocalić soje potomstwo, ale tak się nie da.
Czytałam wiele komentarzy, które popierały stanowisko mamy Kamila, jak i te, które były zupełnie przeciwko. Jak łatwo jest osądzać i stawiać się na czyimś miejscu, siedząc w ciepłych kapciach przed komputerem ze szklanką soku w jednej ręce, w między czasie przegryzając chipsy. Ja będąc absolutnie za transplantacją ratującą życie, nie potrafię od tak na pstryknięcie palców powiedzieć, że kobieta zrobiła źle. Jedna jej decyzja i mogła uratować kilka istnień, ale także ta sama decyzja, sprawiłaby, że odebrałaby sama sobie nadzieję na odzyskanie dziecka. Syna, który w jej mniemaniu mógł się jeszcze obudzić, bo oddychał, nawet jeśli był sztucznie podtrzymywany przez aparatury. Dawało jej to złudzenie, że może jeszcze będzie jak kiedyś, tylko potrzeba czasu. Kamil zmarł, a biorcy nadal czekają na swój szczęśliwy dzień, dzień który jednocześnie będzie nieszczęśliwy dla innego człowieka i jego rodziny. A może już nie czekają? Może na miejsce tych ludzi weszli już inni?
Tylko czy ci, którzy teraz tak głośno krzyczą, że zmarnowały się narządy, że mogły dać przeżycie innym równie chętnie podtrzymaliby swoje zdanie w obliczu śmierci najbliższych? Ja będąc tak bardzo za transplantacją, nie mogłabym ręczyć za to, że potrafiłabym podjąć tak ciężką decyzję. Choć z drugiej strony, mogłabym sobie wytłumaczyć to w ten sposób, że członek rodziny będzie teraz żył w innych ludziach, ale czy o takich rzeczach w ogóle da się myśleć w obliczu straty ukochanych? Tak łatwo jest decydować o sobie, łatwo jest decydować o kimś zupełnie nieznanym i mówić że „powinien” , ale najtrudniej jest być w tej godzinie, w tej konkretnej minucie w szpitalu przed lekarzem, który ogłasza wyrok i daje możliwość na podjęcie decyzji, która zupełnie nie ukoi bólu po stracie, a przy okazji obedrze człowieka ze złudzeń.
bardzo ciężki temat
ja też kiedyś podpisałam deklarację, że w razie wypadku oddaję narządy
decyduję za siebie
a decydując za własne dziecko? hmmm mam nadzieje, że nigdy nie będę musiała
Nie wiem, nie potrafiłabym chyba zdecydować o swoich narządach,a co dopiero o losach dziecka. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji i mam nadzieję, że nigdy nie będę w takiej sytuacji.
Nie wiem.
Swoje bym oddała, z reszta taki przykaz ma moja rodzina, ale co bym zrobiła, gdyby chodziło o moje dziecko? Nie mam pojęcia.
Tak naprawdę, to każdy z nas jest dawcą. By nim nie być trzeba wypełnić specjalne formularze, bądź w obecności świadków wygłosić, iż nie chce się być dawcą narządów po śmierci. To, że my lekarze pytamy rodzinę o zgodę, wynika z czystej etyki i poszanowania dla rodziny. Niestety nasze społeczeństwo jest za mało uświadamiane przez państwo i potem tworzą się różne dziwne sytuacje… Te wszystkie karty o byciu dawcami, to tylko proforma. Obojętnie, czy chodziłoby o mnie, moje dziecko, ciotkę, wujka.. czy kogokolwiek, to na 100% nie wystąpiłabym z przeciwem, by pobrano narządy. Byłabym szczęśliwa, że uratowało to kilka innych ludzkich istnień. Nie można w końcu być psem ogrodnika…nam to już nic nie pomoże, więc czemu by nie pomóc innym? Może też trochę inaczej podchodzę do sprawy, bo jestem związana ze służbą medyczną… Cieszę się jednak, że cała moja rodzina (która z medycyną nie ma nic wspólnego) również popiera przeszczepianie narządów od zmarłych.
A to jest właśnie coś o czym się nie mówi. Każdy jest potencjalnym dawcą, ale biorac pod uwagę jakie poglądy mają niektóre rodziny, ludzie wolą zawczasu decydować o własnych narządach, niejednokrotnie robią to wbrew najbliższym i pewnie stąd te deklaracje ZA.
Dokładnie 🙂
Ja jestem za tym, by ludzie się deklarowali i by rodzina nie miała prawa w te decyzje ingerować. Wiem, to Polska, to nie przejdzie. :/
Coraz więcej ludzi się deklaruje właśnie głównie przez to, żeby rodzina nie postąpiła wbrew nim. Ale sa znowu religie w których przetaczanie krwi jest zabronione a co dopiero transplantacja, wiec trudno też aby było tak że szpital sobie pobiera narządy od każdego kto chce. Choć Polska jest krajem katolickim, a katolicyzm nie zabrania więc teoretycznie pobieranie narządów od każdego kto nie powiedział że nie odda mogłoby przejść.
Już nie zabrania. Nie wiem czy wiesz, ale była możliwość techniczna przeszczepiania serca na długo przed Religą. Problem, że kościół i środowiska kościelne tego nie zaakceptowały. I dopiero Religa ponownie zajął się tematem. Mam wrażenie, że znów jacyś dziwni ludzie mają dużo do powiedzenia w kościele i za chwilę każdy przeszczep będzie zły, bo do piachu trzeba iść w całości, nie w kawałkach.