Coś mi nie pasuje. I nie chodzi mi o to niewygodne krzesło, które według T. miało być super, hiper wspaniałe, a tak na prawdę oprócz zbierania kurzu ( a radzi sobie z tym wyśmienicie) jest tylko niewygodną kolubryną, o którą nie można się oprzeć. Jak ja w ogóle mam pisać w takich warunkach? Do tego T. zaczął okupować kompa w godzinach największej płodności mojego mózgu w efekcie czego, muszę pisać po godzinach. A nie przepraszam, największa aktywność mojego mózgu przypada na godziny pracy, a w pracy no wiadomo nie popiszę. Czasem na fb się wejdzie, na szybko w locie się skomentuje, naciśnie lajka i trzeba wracać do zajęć, bo praca nie poczeka. A ludzie dzwonią, szef wydaje polecenia, ładunki uciekają, kasa ucieka, trzeba to wszystko łapać i nie puszczać. No nie da się prowadzić bloga z pracy… Jakie to niesprawiedliwe!
To sobie ponarzekałam, bo ja to jednak jestem biedna:-p i musiałam się wyżalić. A teraz przejdę do meritum. Znudziłam się, ale tak ogromnie się znudziłam, że aż szukam alternatywy. Chcę zmienić dosłownie wszystko, z resztą od jakiegoś czasu zaczęłam publikować posty zupełnie nie związane z tematyką parnetingową. Nie chcę zupełnie zrezygnować z dziecka, ale im Kacper jest większy, tym bardziej zaczynam szukać samej siebie w sobie. Moje ja przestało się kręcić wyłącznie wokół niego, choć zupełnie nie chce mi się ruszać z domu DO LUDZI, bo i bez dziecka byłam domatorem. Jednak coraz rzadziej rozwodzę się nad tym, jakie to moje dziecko czyni postępy. Raczkowanie, pierwsze słowa, chodzenie i stanie już dawno za nami, a ja staram się wyłuskać tylko to, co dla mnie najważniejsze i tylko to co może być ważne dla Was. Dlatego Kacpra na blogu coraz mniej. Dlatego na fb głównie, pojawiają się nasze dialogi i dlatego coraz więcej na herbatce inności i różności. Nie mam sprecyzowanych zainteresowań, może przez to obecnie jest tu misz masz i pewnie przez jakiś czas tak pozostanie, dopóki… no właśnie, nie wiadomo do kiedy.
Szablon. W najbliższym czasie ( bliżej nieokreślonym) ulegnie zagładzie, ewentualnie zmianie o ile znajdę ten jeden jedyny, który gdzieś się przede mną ukrywa. Przeszkodą jest jedynie nagłówek, którego sama nie zrobię, a podoba mi się obecny więc do niego jakimś cudem muszę dopasować szablon. Jak ja to zrobię? Nie wiem. WordPress w tej kwestii jest dla mnie mniej przyjazny niż blogspot, dawny kolega. Poza tym twórca grafiki ze mnie żaden, więc pozostaje mi liczyć na szczęście w znalezieniu przyjaznego szablonu, który zaakceptuje nagłówek!
Hejterzy i konstruktywna krytyka. Ogłaszam wszem i wobec, że herbatka nie ma hejterów i mieć nie będzie. Jeśli chcesz mi napisać, że nie umiem pisać, że robię błędy ortograficzne, że zjadam literki na końcu zdania, że robię błędy stylistyczne, że składnia nie ta, że przecinek nie tu gdzie powinien być, że powinnam się zaopatrzyć w słownik, pisać najpierw w wordzie i hm… ominęłam coś jeszcze? W każdym bądź razie, pisz śmiało, ja to przeczytam, może nawet się odniosę do komentarza, co nie oznacza, że w drugim wpisie nie znajdziesz ani jednego ortografa. Czemu? Bo czasem jest tak, że w języku polskim występują dwa pokrewne wyrazy, różniące się tylko zapisem i ogólnym znaczeniem, ale najnormalniej w świecie sprawdzanie pisowni w wordzie i innych tego typu cudach nie działa. Kiedyś napisałam pułki zamiast półki. Oczywiście wstyd jak nie wiem, ale ja pisałam ze słownikiem! Takie słowo istnieje i jest zapisywane przez U. Co ja poradzę, że słowniki elektroniczne nie sprawdzają merytorycznego znaczenia wyrazu, a skoro coś nie jest podkreślone na czerwono to uznaję, że jest poprawnie? Nic nie poradzę, ale oczywiście z chęcią przeczytam, że robię byki i nie wykasuję Twojego komentarza tylko dla tego, że masz rację, a mnie ta racja irytuje. Poza tym nie odbiorę tego za hejt i czepianie się, bo w innym przypadku musiałabym te dwóje z polskiego za dyktanda, które łapałam za każdym razem, odbierać jako czepianie się i hejtowanie mojej artystycznej, aczkolwiek trochę nieposkładanej duszy. Chcesz to napisz śmiało co jest źle, ja to poprawię i się nie obrażę, bo niby za co? Za prawdę? Ta zasada tyczy się również wyglądu bloga, tematyki i wszystkiego co z nim związane. Nie podoba Ci się coś, to napisz, a nuż widelec przyznam Ci rację i zmienię swoje postępowanie?
Tematyka. Wracając do samej tematyki obiecuję, że do września spróbuję się ogarnąć. Aktualnie mam dni, że pomysłów na tekst po prostu brak, a są też takie, że nie nadążam z klepaniem w klawiaturę. Nie wiem od czego to zależy. Planowanie jest moją mocną stroną, ale wdrażanie planu w życie już nie. Równie dobrze za tydzień możecie przeczytać o tym, że mam bałagan w szufladach kuchennych i że stłukłam kolejną z ulubionych szklanek mojego T., co niestety nie będzie kłamstwem:-p, więc obietnic co do rodzaju wpisów nie składam. Jeśli męczy Was taka rozpiętość tematyczna, to polecam wrócić na herbatkę we wrześniu, albo w październiku. Do tego czasu powinnam się ustabilizować! Albo i nie:-p.
Konkursy. Tak jak zapowiadałam nie planuję żadnego większego konkursu przed listopadem, czyli urodzinami bloga, ale za to na dniach, ukaże się mini rozdanie, a w nim do wygrania będą dwie książki o Emilce ta i ta. Obydwie powędrują do jednej osóbki. Mam nadzieje, że dojdą przed Dniem Dziecka.
Gdzie ja jestem? Jeśli nie ma mnie na blogu, to czasem wrzucam coś na:
Facebooka
ja na szczęście jeszcze żadnego hejtera nie spotkałam 😀
Ja mam też szczęście, bo również nie spotkałam. Choć konstruktywną krytykę, nie raz i nie dwa:). Ale przyznam, że posta napisałam po otrzymaniu jednego maila w którym czytelniczka bała mi się zwrócić uwagę na niedociągnięcia. Martwi mnie ten strach, że każda niezgodność czytelnika ze zdaniem autora, może byc odebrana jako hejt, a nie krytyka właśnie
Hejterzy fajni ludzie. Niby Cię nie lubią, ale zawsze znajdą chwilę, żeby Ci o tym powiedzieć. Im zawsze się chce 🙂
Zależy, czy faktycznie to hejterzy, czy tylko ludzie o odmiennych poglądach:). A samo odmienne zdanie ostatnio mylnie nazywane jest hejtem.
Miałam tak długo z herbatą, teraz mam z chaosem. Czasem próbuję go napisać przez h. Albo chusteczki mylą mi się z higienicznymi (bo i tu h i tu ch). Ale też nie obrażam się na krytykę. Nawet się cieszę, że to ktoś wyłapie, co ma straszyć internet. Jak nie jestem pewna, to wrzucam słowo w gugle, wtedy łatwiej złapać kontekst. Półki to popularny wyjątek, wkuwałam je na pamięć we wczesnej podstawówce i nadal potrafię wyrecytować „półki, późny, próba”. czasem trzeba wkuć na blachę, nie ma rady. Tylko żeby tę pamięć mieć lepszą. 🙂 Sama się czasem staram takie bardziej rażące błędy w komciach poprawiać, z poczuciem humoru, choć pewnie nie zawsze temu komuś jest miło.
Poza tym mam wrażenie, że hejterów wszędzie jest tyle samo, tylko niektórym blogerom strasznie przeszkadza, że ktoś ma inne zdanie na jakiś temat. No wiesz, kto nie jest z nami, ten przeciwko nam.
Na mnie ostatnio ktoś naskoczył, że co zrobię, jak koleżanki dziecka zobaczą blog, to przeczytają i będą się śmiać. Taaa, mała jeszcze nie ma dwóch lat, akurat mnie jej koleżanki obchodzą. Zacznę się tym przejmować, jak koleżanki nauczą się czytać. W każdym razie dobre rady i przestrogi mnie nie denerwują. Ot ktoś się wyraził, może nawet ulżył żółci, proszę bardzo! Na moje wybory życiowe wpływ ma to żaden. To w końcu tylko kilka słów w sieci. 😉
Ja do teraz mocno pilnuje się przy humorze i charakterze. Mylę obydwa wyrazy jeśli chodzi o pisownię. Co do nauki na pamięć, udało mi się w szkole podstawowej wykuć na blachę 4 słowa :pszenica, pszczoła, który i skóra. A i tak gdy sprawdza po raz enty swój tekst to wyłapuję ktUry. Chyba piszę szybciej niż myślę.
To chyba też pochodna pisania na klawiaturze. Na komputerze robię 3x więcej błędów niż pisząc odręcznie. A już dyslektyczne najbardziej. Nie pamiętam kiedy ostatnio napisałam poprawie rz. Zawsze zamieniam na zr. Czasami też piszę p zamiast d lub b. Albo dźwiękonaśladzowczo, ć zamiast dz i odwrotnie. Na dodatek się opatruję błędnej pisowni i dlatego tak się czepiam ludzi. Już nie powiem ile razy napisałam tą zamiast tę w bierniku. Za dużo widzę tego na blogach. Albo ubierania swetrów i butów. Ja wiem, że to regionalizm, ale w internecie on nie istnieje i człowiek sam zaczyna pisać tak, jak czyta. Na szczęście czytam też normalne książki i opatruję się pisowni poprawnej (powiedzmy literackiej, ale dość bliskiej mowie z regionu, w którym się wychowałam). O używaniu przecinków nie wspomnę, czasem na drugi dzień ślęczę na blogu i poprawiam nieraz i całą składnię. Ale ja po mat-fizie jestem, język nigdy nie był moją mocną stroną. Mimo tego nie spoczywam na laurach i staram się pisać lepiej. W końcu niedługo przyjdzie czas, że zacznę tego uczyć moje dziecko, a trochę głupio by mi było, że wymagam od dziecka więcej niż od siebie.
Ania, Ty wiesz, że cokolwiek i o czymkolwiek byś pisała, ja i tak to przeczytam <3
dfgdgdfg
I błędy są potarzebne, żeby się uczyć 🙂
Fajnie się zrobiło, muszę się tylko przyzwyczaić 🙂