Nic nie jest w stanie mnie tak bardzo zdołować, jak ogromny zawód w oczach mojego własnego dziecka. I to nie dla tego że coś zawaliłam, że starałam się i coś mi się nie udało, tylko dla tego że nie mogę. Dziś jest bal karnawałowy. Na moje szczęście Kacper zupełnie zmienił nastawienie na tę okoliczność i zaakceptował, że będzie Zorrem, nawet chciał mieć wąsy. Z resztą co to by był za Zorro bez wąsów, skoro maski na oczy mieć nie chciał. Przynajmniej wąsy będą. Ale nie o tym dziś, bo jest coś co wprowadziło smutek w spojrzenie syna.
– B. przyjdę na chwile na zabawę żeby zrobić ci zdjęcia i pójdę znowu do pracy
– Super mamo. Kacper a Twoja mama?
Młody spuścił wzrok i z nadzieją, choć nadal patrząc w podłogę wybąkał.
– No nie wiem.
Niestety nie mogę dzisiaj wyjść. Pech chciał że jestem sama w biurze w innym przypadku jakoś bym się wyrwała, bo o ile kierowniczka nie ma urlopu to zawsze jest, a teraz zachorowała. No życie i tyle. Nie chciałam robić nadziei małemu, wiedziałam że nic z tego nie będzie i od razu w miarę delikatnie powiedziałam że nie przyjdę, ale zdjęcia na pewno będą do kupienia w przedszkolu, bo zawsze są. Głupie wytłumaczenie, przecież wiadomo, że to nie o zdjęcia chodziło. Przecież ja widziałam że jemu te zdjęcia do życia nie są potrzebne, on chciał mieć koło siebie któreś z rodziców, bo inne dziecko będzie miało. Tylko o to chodziło. O tę potrzebę, o to że inni rodzice mogą być przy swoich dzieciach, a my niestety nie zawsze.
Pani obok zrobiło się najzwyczajniej w świecie głupio. Miałam wrażenie, że jak by mogła, to by się w głowę stuknęła, a zupełnie nie potrzebnie. Nie jej wina, że jest bardziej dyspozycyjna, a dziecko jak dziecko wiadomo że się cieszy. Tak jak mój syn się cieszył, że jedzie odebrać babcię z lotniska i obwieszczał tę wiadomość każdemu. Jednak zawód dziecka, ta smutna minka stoi mi przed oczami do teraz i najzwyczajniej w świecie mam ochotę iść do tego przedszkola i go wycałować, przytulić zrobić cokolwiek. W ogóle mam ostatnio wrażenie, że wszystko u nas jest na pół gwizdka. Wszystko w biegu, na nic nie ma czasu, a jak jest juz czas to trzeba kłaść dziecko spać, albo ewentualnie sił i chęci brak. Czuję niedosyt relacji matczyno-synowskich i wiem, że to ja muszę temu zaradzić jednak nie mam pojęcia jak.
Mi ostatnio było tak przykro jak był dzień babci i Jaśko od rana cieszył się, że dwie babcie przyjdą.
Jak się dowiedziałam od teściowej, która była też w innej grupie u kuzynki Janka, że mojej mamy nie było, a mały stał ze smutna miną i czekał to mi aż przykro się zrobiło i płakać się chciało, że inne dzieci występowały przed babciami, a mój szkrab patrzył w pustkę….
Teściowa co prawda zabrała go do siebie i była na połowie występów, ale to juz nie było dla Janka to samo…
Tym bardziej, że mojej mamie sie zwyczajnie nie chciało wstać na 11 :/
Strasznie przykre. Mój Kacper w tym roku tez nie miał jednej babci bo była w stanach, ale jak rozmawiali przez skypa to widać było żal, bo strasznie chciała być na przedstawieniu. Kacprowi tez było przykro że była tylko jedna babcia i dzidziu bo wiadomo jak dziecko chce mieć wszystkich przy sobie. Ale to ze Twojej mamie nie chciało się wstać na 11 jest przykre:(
smutne…
wszystko byśmy dzieciom oddali, a nie zawsze możemy 🙁
niestety.
Ja jeszcze mogę być przy swoich dzieciach. Chłonę ten czas przed przedszkolem i już się boję tego, który nadejdzie, gdy ich przejmie placówka, a ja pójdę do pracy. Będzie łatwiej finansowo, ale psychicznie i dla mnie, i dla nich ciężko… [strzyga]
W sumie coś w tym jest niestety. Z zawodami da się nauczyć, a Kacper wie, że ci na num zależy:)
🙁 Już się boję tego spojrzenia, bardzo bym chciała uniknąć takich sytuacji, ale wiem, że tak się nie da.
Przykre. Ale nie zawsze przecież jesteśmy w stanie zrobić wszystko.