Kiedyś nie lubiłam swojego imienia, choć teraz mi ono obojętne. Można powiedzieć, że dawniej żyłam z kompleksem Ani z Zielonego Wzgórza, która chciała mieć bardziej dystyngowane imię, a nie takie pospolite. Też chciałam. Mimo tej prostoty i uniwersalności, gdy moi rodzice chcieli mi je nadać, nastąpił zgrzyt w jednej części rodziny, bo jedna Anna już była. Mimo wszystko postawili na swoim i tak oto kilkadziesiąt lat temu, po ziemi zaczęły chodzić dwie Anny Marie L. Tak, nie dość że pierwsze imię nam się zdublowało, to jeszcze drugie imię. A żeby było zabawniej, to i nazwisko było takie samo. Dzieliło nas tylko 21 lat różnicy. Szczegół.
Mnie to nie przeszkadzało, nawet było dla mnie zupełnie naturalne, że moja chrzestna nazywa się tak jak ja. Choć zdawałam sobie sprawę, że to trochę niecodzienne. Czemu o tym piszę? Bo z tymi imionami jest różnie. W rodzinach przeważnie pilnuje się, aby imiona się nie powtarzały, bo każdy chciałby być wyjątkowy, a tu odstępstwo. Nie mieszkałyśmy blisko siebie, choć widywałyśmy się w miarę systematycznie. Mimo wszystko rodzina zwracała się do nas tak, że gdy wołano mnie, to zawsze o tym wiedziałam. Pomyłek nie było, do pewnego czasu.
Bo zabawnie też musi być:).
Podczas rodzinnego spotkania rozbrzmiewa dźwięk telefonu stacjonarnego ( za czasów, w których komórki były rzadkością).
– Słucham?
– Halo, czy mogę prosić Annę L?
– Przy telefonie ( Oznajmiam niepewnie, bo głosu zupełnie nie rozpoznaję).
– YYY, ale ja chciałem prosić do telefonu Annę L.
– To ja… ( Odpowiadam już trochę zirytowana. Nagle przypominam sobie, że w pokoju obok jest moja ciocia, która właśnie zerwała się z kanapy, bo doznała takiego samego olśnienia, jakiego ja przed chwilą)
– Aaaa to chwilkę.
Podałam słuchawkę cioci.
– E no tak, bo moja chrześnica tez Anka.
– Eeeee ale ona tez L.
Uzupełniając dokumentacje do bierzmowania.
ksiądz: Anka… chrzestną tu wpisz.
ja: Wpisałam.
ksiądz: Siebie wpisałaś
ja: Ciocię wpisałam, nazywamy się tak samo.
ksiądz: To drugie imię dopisz.
ja: Ale też jest takie samo, adres mogę wpisać jak ksiądz chce. Miejsca zamieszkania i metrykę mamy inne.
Mimo tego, że do obecności cioci o takich samych danych osobowych byłam przyzwyczajona, to nie lubiłam być drugą Anką w klasie. Choć z drugiej strony, byłam w takiej sytuacji tylko w LO i szybko przywykłam. Kacper w swojej grupie również ma innego Kacpra, od początku nie miał z tym problemu. Jednak pamiętam, że gdy zastanawialiśmy się nad wyborem imienia, w myślach wykreślałam imiona z najbliższej rodziny, tak aby Kacper był jeden i chyba wściekłabym się gdyby, ktoś to zmienił.:-p
Ja w rodzinie byłam długo jedyną Katarzyną (do czasu, aż ożenił się mój wujek). Za to starasznie wkurzało mnie zawsze to, że w klasie miałam po 2-3 koleżanki, które miały takie samo imię jak ja…
A wiesz, że Katarzynę w naszym wieku znam tylko jedną? U nas nie było to tak bardzo popularne imię:).
Moja mama ma imię po babci, matka i córka. I dopóki moja mama nie wyszła za mąż i nie zmieniła nazwiska ciągle były pomyłki bo nawet adres miały taki sam 😉
Ja też zawsze myślę o indywidyalności imienia, nie chciałabym żeby sie powtarzało.
Jak jest jeszcze ten sam adres, to już w ogóle kiepsko. Przypuśćmy, że jedna osoba w internecie zamawia prezent dla drugiej imienniczki, który ma być niespodzianką. No nijak się nie da, prywatności korespondencyjne zero w takim przypadku.
Ojej, to ja byłam jedyną Pauliną na osiedlu, w szkole była jeszcze jedna, ale mieszkała gdzie indziej. Jak moja mama wybrała to imię (z kalendarza, z przypadku trochę), to koleżanki z pracy twierdziły, że robi mi krzywdę i dzieciaki będą się ze mnie wyśmiewać. Że było na odwrót, to znaczy tabuny Ań, Asiek, Magd i Kaś mi zazdrościły, że jak ktoś wołą Paulina, to wiadomo że o mnie chodzi – to już szczegół. Trochę na kanwie tej historii wybrałam dziecku imię diablo niepopularne w Polsce, nie pomylą jej przez długi czas pod warunkiem… że nie wyjedzie na Ukrainę, bo tam Alisa jest bardziej popularna niż w Rosji, hi hi. Co do powtarzalności imion i nazwisk, to brat mego Niemałża był zabawnie nazwany Nazwisko ma b. popularne w naszym mieście. Miał kolegę w klasie, który nazywał się tak samo i jeszcze na dodatek ich ojcowie mieli tak samo na imię. Paweł, syn Tadeusza i Paweł, syn Tadeusza. Musieli znać na pamięć swój PESEL, bo tylko tak dawało się nie pomylić dokumentów, choć poczta często przychodziła źle.
Hahaha dobre, choc pewnie dla nich bardzo uciążliwe.
Na szczęście teraz mieszkają w różnych miastach. BTW przypomniało mi się właśnie, jak załatwiałam becikowe i spojrzałam odruchowo na stertę teczek w pokoju. A tam teczka osobnika nazywającego się tak samo jak mój Niemałż, w sprawie o alimenty (a raczej pewnie chodziło o to, że nie płaci i że w związku z tym była żona walczy o zasiłek, to był budynek opieki społecznej). W tym mieście to się często zdarza, z 43% ludzi z tym nazwisku mieszka właśnie tutaj, a reszta głównie w gminach między Żyrardowem a Warszawą (w sumie tylko 882 os. na całą Polskę). 🙂
Ja też Anka 🙂 I w klasie zawsze było nas 2 – 3 😉
A moja Młoda ma imię po swojej prababci. Odkąd pamiętam, podobało mi się to imię, więc Wi została Wi, mimo sporej popularności tego imienia, w czasie kiedy się urodziła 😉
W podstawówce i gimnazjum, w równoległych klasach tez było co najmniej 2 Anki:-p. Za to ja trafiałam zawsze tak, że byłam jedna. Dopiero w liceum sie zdublowałyśmy.
Ja zawsze byłam jedyna 🙂 Dopiero na studiach poznałam inne Sylwie i szczerze mówiąc jakoś mi się lżej zrobiło… bo ja całe dzieciństwo nie znosiłam swojego imienia. Złorzeczyłam rodzicom, że wybrali dziwaczną Sylwię zamiast zwykłej, 'normalnej’ Aśki, Karoliny czy Agnieszki. Nie dogodzisz ;P
Mnie się marzyła Izabela, trzecie sobie takie wzięłam.
Musiało być zabawnie 😛 U nas też każdy się pilnuje, aby w miarę bliskich powiązaniach rodzinnych nie było takich samych imion,