Nic nie wnerwia mnie bardziej, jak zignorowana tajemnica korespondencji. Nie ważne czy to klasyczny list, skrzynka e-mail, konto na facebooku czy nawet sms’y w telefonie komórkowym. Wszystko składa się w jedną ogromną sieć korespondencyjną, do której dostęp powinnam mieć tylko ja i ewentualni adresaci. Wszystko po to, aby dochować tajemnicy, bo Zosia może nie chcieć, aby mój mąż, ciocia, wujek czy kuzynka czytali o jej przemyśleniach dotyczących jej związku, dzieci czy sąsiadki.
Tajemnica korespondencji, to coś co rodzice wpajali mi od najmłodszych lat i tak wryło mi się w podświadomość, że na samą myśl o przypadkowym otworzeniu czyjejś koperty dostaję dreszczy. Wyjątkiem są listy z rachunkami za prąd czy gaz. Wtedy nie mam skrupułów, bo i tak płacę je ja. Wczoraj w ciągu jednego dnia, dwa razy zastanawiałam się, co z tą tajemnicą. Pierwszy raz, gdy młode przypadkowo otworzyło list męża, biorąc go za zwykłą broszurę z ulotką, a drugi raz, gdy wzięłam od miłego pana pismo dla sąsiadki.
Urzędowa tajemnica korespondencji.
Sytuacja numer jeden rozeszła się po kościach, bo wiadomo nieumyślne działanie i w ogóle. Choć do przyjścia Tomka, potrzymałam młodego w napięciu i nakazałam przyznanie się do winy tuż po jego przyjściu do domu. Z niechęcią młode na to przystało i wywiązało się ze swojej powinności trzęsąc przed ojcem portkami. Nie żebym lubiła straszyć, ale takie sytuacje dobrze zapadają w pamięć i zostają w głowie do końca życia. Kary nie było, krzyków też, ale za to pojawił się zdrowy stres, który skłonił do wyciągnięcia daleko idących wniosków.
Sytuacja nr dwa była troszkę inna i ogromnie mnie zdziwiła. Przyszedł Pan z Urzędu Miasta, zostawiał pisma dotyczące opodatkowania mieszkań i zobowiązałam się, że przekażę sąsiadce. Po co ma babina tam latać, albo po co Pan ma tylko dla niej przychodzić. Wzięłam, podpisałam i w mieszkaniu dopiero zorientowałam się, że ani moje pismo, ani jej nie jest włożone do koperty. No tak trochę dziwnie, bo raczej nie powinnam cudzych podatków przeglądać. Jakaś koperta by się przydała, a tu nic. Zbita z tropu wręczyłam wieczorem pisemko sąsiadce, braku koperty nie skomentowała, ale było co najmniej dziwnie, wręczać taki goły dokument, na którym były jej dane i w ogóle. No ale może Urząd Miasta zapomniał się zaopatrzyć w koperty. Tak czy inaczej, nie chcesz czytać, odwracasz wzrok, a mimochodem i tak wiesz to czego może wiedzieć nie powinieneś.
Tajemnica korespondencji w małżeństwie.
Nie lubię takich sytuacji. Choć może to nic ważnego, to jednak prywatność dla mnie jest rzeczą świętą. Podobnie rzecz się ma z telefonem i kontami w portalach społecznościowych. Komórkę zostawiam gdzie popadnie i wiem, że nikt mi jej nie przeszpieguje, podobnie jest z kontem na facebooku. Niby jest na wyciągnięcie ręki, ale każde z nas ma swój komputer, więc nie ma mowy o przypadku. Nie muszę i nie chcę wiedzieć o czym chłop mój pisze w prywatnych wiadomościach, do kogo dzwoni czy z kim smsuje i tego samego oczekuję w stosunku do mnie. Tu już działa nie tylko tajemnica korespondencji, ale też zaufanie do drugiej połowy. No i świadomość, że brak zaufania jest praktycznie równoznaczny z fikcją małżeńską. Nie ma związku bez zaufania, a drobne tajemnice może mieć każdy.
Ciekawi mnie tylko, czy Wy podchodzicie do tego podobnie?
Ja mieszkam z mamą i nigdy nie otwieram listów zaadresowanych do niej… Niestety, w drugą stronę to nie działa i chwilami rozważam zastrzeżenie na poczcie, abym wszystkie listy musiała odbierać osobiście 😛
wydaje mi się, że z młodym trochę przesadziłaś. nie powinno się otwierać cudzych listów, ale jeżeli przez przypadek tak się stało to nie ma co robić afery i wpadać w paranoję. nie wyobrażam sobie, że miałabym się na kogoś złościć, bo przez przypadek otworzył mój list. no chyba, że mam coś kompromitującego do ukrycia 😉 wtedy to wiadomo.
skoro nadawca pisma nie zapakował w kopertę to widziało je o wiele więcej osób niż Ty. i pewnie większość kompletnie nie była zainteresowana 😉
kiedyś też prywatność była dla mnie rzeczą świętą. teraz już patrzę na to trochę inaczej. jestem z kimś tyle lat, żyjemy razem, razem zmagamy się z różnymi sytuacjami, widzimy się w różnym stanie. i jest ok. a zawartość telefonu czy skrzynki mailowej miałaby być jakimś problemem? z reguły czytam wiadomości przy swoim facecie, on jest ciekawski i zerka. nie jest to dla mnie problem. tyle już widział i tyle wie, a smsy miałabym ukrywać? dziwne. chociaż tak samo dziwne jest czytanie wszystkich wiadomości przychodzących do partnera. dla mnie to naturalne, że jak jesteśmy razem to nie uciekam z telefonem do łazienki. ale jak wracam do domu to też nikt mnie nie pyta z kim dzisiaj i o czym pisałam.
Konieczność przyznania się do winy uznajesz za aferę? Toż to zwykłe konsekwencje, przy których naturalnie występuje stres.
ale jaka to wina? cóż to dziecko zawiniło? nie wyobrażam sobie, żeby moje dziecko miało się stresować, bo z rozpędu otworzyło list zaadresowany do kogoś innego. tak, nie czyta się cudzych listów, ale jeżeli się przez pomyłkę zdarzyło to przecież nic się nie stało moim zdaniem.
Jeśli z rozpędu, przez przypadek przejedziesz kogoś kto przechodził przez przejście, to czy nie wypadałoby chociaż powiedzieć przepraszam? Konsekwencje takiego czynu będą oczywiście dużo wieksze niż tylko powiedzenie tacie „przepraszam pomyliłem się i otworzyłem list”. Z otworzenia listu nikt nie zrobi Bóg wie jakiej afery, ale za to da się zaszczepić w dziecku cywilną odwagę do przyznania sie. Dzięki temu w przyszlosci możliwe, że nie ukryje przed nami dużo większych wpadek i poważniejszych spraw, bo będzie wiedział, że jeśli przezwycięży strach to zawsze mu pomożemy, wytlumaczymy i będzie to dla niego lepsze niż ukrywanie problemów.
Nie chcę żeby bagatelizował swoich ewentualnych blędów, tylko potrafił o nich rozmawiać. A nad tym trzeba pracować od dziecka, wiem sama po sobie, że to się przydaje.
Oczywiście ty możesz mieć inne zdanie ijak już będziesz miała swoje dziecko, to zrobisz jak uważasz :). Ja stwierdzam, że młodemu korona z głowy nie spadła, a nawet się ucieszył, bo nikt go nie ochrzanił, a przecież mógł.
tak, jasne. rozumiem. dla mnie po prostu to jest taka drobnostka, o której nawet nie warto specjalnie debatować. przepraszamy, jeżeli komuś stała się jakaś krzywda. w takim wypadku, moim zdaniem, o krzywdzie nie ma mowy. no nic się nie stało. co innego przyznać się do zjedzenia ostatniego ciastka (albo całej tabliczki nie swojej czekolady) 😉
Mam podobne podejście, moje listy, moja poczta, mój telefon. Co więcej, nie lubię też za męża odbierać telefon. Ktoś dzwoni do niego, a nie do mnie, więc nie odbieram, chyba że jest to ktoś z rodziny najbliższej – dziadkowie, czy rodzeństwo, bo różnie bywa. A często gęsto dostaje ochrzan, „czemu nie odebrałaś?”. Bo nie 😉 Tak samo nie lubię jak kto odbiera telefon do mnie, chyba że poproszę. A nie mam nic do ukrycia 😉
Dla mnie też prywatność to rzecz, no „prawie” święta 🙂 Uczę córkę tego od początku!
Hmm.. faktem jest ze listy otwieramy sobie nawzajem bo nic innego jak prąd gaz, nie przychodzi – no po za książkami alboinnymi rzeczami które zamówiłam i niestety mąż mój otwiera aby mi powiedzieć – ze sobie za dużo pozwalam kupować…. hehe 🙂 W drugą stronę nie ma szans ze względu na to ze on kuleje w kupowaniu przez Internet… 🙂 co do reszty nie wiem 🙂 znam jego hasło na fb on moje, ja nie przeglądam jego korespondencji, Mamy zaufanie do siebie, nie ciągnie mnie do inwigilacji 🙂 myślę ze jego też.. zresztą jakby chciał zrozumieć o czym z Goska rozmawiamy przez sms-y… I dokopać się do pierwszego… hmmm to pewnie by mu brakło dnia 🙂 I musiał by to połączyć jeszcze z innymi komunimatorami 😀
Pozdrawiam Aniu 🙂
Szczerze mówiąc, nas nawet specjalnie nie obchodzi, jak do rodziców przyjdzie jakiś list. Każdy ma swoje jakieś tam sprawy i na dobrą sprawę nic drugiej osobie do tego. A Kacperek pewnie zapamięta tę sytuację do końca życia 😉
U nas jest tak że jeśli chodzi o jakieś listy to ja wiem że mogę otworzyć jak przyjdzie coś do G. i na odwrót. Dusia zagląda tylko do paczek bo z reguły jest tam coś dla niej. Czasem odbieram też mamy pocztę a ona moją ale wtedy tylko gdy jest wzajemne pozwolenie sprawdzamy.